Po powrocie z Wawy wydarzenia potoczyły się bardzo szybko, bo już w piątek siedziałem z rana w autobusie wiozącym firmę na imprezę integracyjną. Gry zabawy hulanki popijawa a wszystko w imię dobrej integracji. Wyjazd firmowy zakończył się w sobotę w okolicach 21’szej … zgonem. Moim… rzecz jasna. W łóżku … a mówili … nie pij tyle 😉
A niedziela? No przecież to cudowny dzień na prace jest. Pisałem coś o nie wytrzymywaniu i nie dawaniu rady? Prawie …
Nie było chyba tak źle. Niedziele posiedzieliśmy w pracy … bo tak. Poniedziałek wydawał się być jeszcze prawie normalny, bo tylko od 8mej do 22giej. O ile dobrze pamiętam?
We wtorek była pierwsza nocka, z przyjściem do pracy o 8mej rano, przerwa na obiad, powrót o 18tej i siedzenie do środy rano. Zrobiła się 7’ma. Środa? 😉 A co?
Drzemka, powrót do pracy, środa godzina 19ta … tym razem posiedziałem do 12tej dnia następnego, zrobił się czwartek. Aby na pewno? Tracę poczucie czasu. Drzemka (2h, niewygodnie) na sofie w pracy – usiadłem na chwile. Nie pamiętam. Kradzież snu. Dom. Drzemka, ale czemu tylko 2h znowu? Wieczorem podjechałem na chwilkę do pracy. Podziubać. od 20tej do 2giej w nocy. W piątek byłem tu o 8mej. Zmęczenie materiału dało o sobie już znać. Efektywność pracy tego dnia? -10. Jaki dziś dzień?
Piątek po 17tej już w domu, drzemka, obudziłem się o 22giej .. zasnąć nie mogłem potem do 2giej w nocy, a wstać w sobotę trzeba o 7mej. Egzamin na uczelni. Dlaczego???
Naturalnym była drzemka sobotnia … trwała do 19tej chyba. Zgon. Czyżby grypa żołądkowa czy zwyczajne zmęczenia organizmu? W niedziele pospałem do 11tej. Chyba wracam do normalnego funkcjonowania. Nie jest źle, wieczorem na uczelnię tylko na parę godzin.
Chyba we śnie jeszcze zaliczyłem dwa egzaminy (jeden śmieszny, jeden prawie normalny), i jakieś laborki, i dodatkowo czekam na wyniki z jednego jeszcze.
Nie pamiętam tamtego tygodnia. Praktycznie nic. Jakby mnie nie było. Jakbym ciągle spał i działał jak zaprogramowana maszynka. Przez mgłę. Ale chociaż w serwerowni zaczyna się przejaśniać i widać zbliżający się porządek.
Aparatu przez ten tydzień nie tykałem się wcale. Ani razu. Szkoda. A może i dobrze? Na imprezie bym był coś „sobie zrobił”? 😉 Albo zgubił? Zatopił? A w pracy? Przy przy tym zaciągu ilości roboty? Chyba tak lepiej. Mi za to ktoś trzepnął fotkę. Tiaaa. Zmieściłem się do fiata 126P i to jako kierowca 🙂
Leave a reply