Dziś dzień bez kilometrów. Tradycyjne już śniadanko nie oznaczało, że za chwilę trzeba będzie zwijać namiot. To jedyna okazja, że zostajemy dwa dni w tym samym miejscu. Krótkie poranne pogaduchy z poznanymi na campingu polakami ze Stockholmu, którzy na zakończenie kontraktu zwiedzali skandynawię. Dodatkowo śpiący obok nas gaduła z Moskwy, przesympatyczny rosjanin Petr Pokryshkin, który ze namiotem i swoim skuterem objeżdża cały świat. Petr opowiedział nam i pochwalił nam się swoimi naklejkami, już zdobiącymi jego skuter, z różnych stron europy, w tym oczywiście też z polski. Pochwalił się, że był w Gdańsku, oraz opowiedział o swoich planach przejechania w najbliższym czasie ameryki północnej.
Trondheim to jedno z niewielu miast Norwegii, któremu zdecydowaliśmy się poświęcić odrobinę więcej czasu. Obowiązkiem więc był oczywiście most Gamle Bybro oraz Katedra Nidaros z przylegającym obok Pałacem Arcybiskupim. Tam ponownie natknęliśmy się na naszego rosyjskiego gadułę Petra, który podobnie jak my zwiedzał przed wyjazdem miasto.
Dodatkowo spacer po mieście, do przystani i po starówce. Hmmm … Zajęło nam to niecałe 2 godziny. Z jednej strony to faktycznie Trondheim to jedno z niewielu miast które warto zobaczyć, a z drugiej to jak sami norwedzy mawiają – do Norwegii nie przyjeżdża się się oglądać miast i zabytków ale krajobrazy. Coś w tym jest. Miasto urocze i sympatyczne, ale nie zachwyca.
No i czas na koncert. Aparaty zostały skitrane w samochodzie, bo jak przeczytaliśmy wcześniej komunikat przy stadionie, fotografowanie było zabronione. o 17tej byliśmy już pod stadionem i dość szybko dostaliśmy się do środka. Tłumy powoli się schodziły do środka, w międzyczasie pograły jakieś supporty … no i ostatecznie Iron Maiden !!
Scream for me Trondheim!! Warto było zmienić odrobinę trasę naszych wakacji aby tu przyjechać. Nie potrafię tego opisać, a mogę powiedzieć tylko jedno – naprawdę było warto. A relacje z tej trasy możecie poczytać u specjalistów w internecie i gazetach.
Na campingu byliśmy z powrotem około godziny 23’ciej. Tuż obok nas rozbiło się dwóch norwegów z Alesund, którzy też byli na koncercie, a zakupione wcześniej „norweskie” piwko (ajć .. drogie!!!) było jak znalazł na pogaduchy z „tubylcami”. Niestety do tej pory mam problem z ich imionami 😉 Imię jednego z nich wymiawiało się mniej więcej „Thrun” (pisowni nie znam) natomiast drugiego (ØYSTEIN) nie byłem nawet w stanie samodzielnie przeczytać jak mi pokazał swój dowód osobisty, aczkolwiek domyślam się jak powinno brzmieć, nie chciałem jednak mu robić przykrości źle czytając 😉 Obydwaj jak tylko się dowiedzieli, że zwiedzamy Norwegię, zaczęli nam opowiadać o swoim kraju, poradzili którędy jechać i co po drodze warto zobaczyć. Trochę zdziwieni, że chcemy jechać na Nordkapp, tłumaczyli nam, że przecież tam nic nie ma oprócz klifu, w końcu zrozumieli, że jedziemy tam tylko dlatego ze Nordkapp po prostu jest. Chwilę później zostaliśmy zaatakowani przez 300’tu spartan … a tak właściwie tylko dwóch młodych… zabłąkani i chyba lekko zawiani już „spartanie” uciekali przed persami próbując się kryć miedzy namiotami. Persów jednak mimo szczerych chęci nie udało nam się zobaczyć 😉
Radosna i wesoła noc zakończyła się o 2 w nocy … a właściwie o 2’giej o poranku bo zaczęło już świtać, a tak właściwie to mam duże wątpliwości czy cokolwiek się ściemniło 😉
Trasa dzisiejszego dnia: Camping – parking w centrum miasta – camping. Łącznie dokładnie 24km 😉 12km było w jedną stronę 😉
Więcej fotek tutaj
Stara wersja galerii
a na koniec … CDN 🙂
Leave a reply