Założenia były proste. Po pierwsze kładziemy się wcześniej spać, a to już się udało zrealizować pierwszego dnia. Po drugie wstajemy wcześniej najpóźniej o 8mej i o dziwo to też udało się zrealizować drugiego dnia (później się okazało, że można było robić różne modyfikacje uzależnione od planu dnia i wstać o 7mej albo poleniuchować do 9tej). Po trzecie po pobudce – ruszamy się! Czyli dwie godziny na poranną toaletę, śniadanie i zwijanie obozowiska. I co? Udało się 🙂
Efektem tego planu było ruszanie w trasę już około godziny 10tej a nie jak rok temu o 12tej albo nawet 13tej.
Dzień drugi pobytu, to też dzień prawie dojazdowo-przejazdowy. To znaczy tak: kicamy trasą numer 20 do Ringsaker, tam hyc-hyc na E6, mijamy deża.Lillehammer.kurna.vi? Byliśmy tu rok temu? 😉 No to dalej E6 na północ. O. Kolejne deża!. Czyżby to deża.Otta.kurna.vi? No to mijamy i w Dombas robimy hop-hop na E136 i włala.
Dojeżdzamy do Andalsnes patrząc na pogodę. Jest słonko? Jeeeeest słonko! Kierunek Trollstigen. Zeszłego lata Trollstigen powitało nas deszczem, chmurami i mgłą. Mimo zapowiadanych deszczy, mrozów i innych takich … Trollstigen udaje nam się zdobyć jeszcze tego samego dnia. No i cudo! O to chodziło. Tym razem w końcu widzimy ten piękny krajobraz bez chmur, bez deszczu, bez mgły. Warto było.
Na tym kończymy przejazdówkę tego dnia i lądujemy na campingu w Isfjorden, bo na wieczór zostało nam jeszcze polskie piwko przy którym sprawdzamy plany na dzień następny 🙂
Tego dnia przejechaliśmy około 430km. Nie było źle 😉
Kilka fotek tutaj albo po kliknięciu na obrazek.
Stara wersja galerii
Comment
Chyba Cie przypalilo troche 😉