Tydzień po meleksowaniu w Łebie, postanowiliśmy w końcu się dotlenić i połazić „więcej”. Plan zakładał dojazd do Świbna i tam spacer do ujścia Wisły. Pogoda fajna, lekkie zachmurzenie zapowiadające deszcz, optymalna temperaturka, idealnie na chodzenie.
Po drodze w Gdańsku zgarnęliśmy Wróbla, której zabrakło pomysłu na spędzenie dnia i się do nas przyłączyła po uprzednim ustaleniu zeznań. Jak zwykle wszyscy kłamią 😉
Dostaliśmy w końcu brakujące 5km z poprzedniego wypadu do Łeby. Dreptania wyszło nam jakieś 3 godziny. Szału bez ale z racji podniesionego stanu wody na Wiśle i pozalewanych ścieżek, w drodze powrotnej z Mewiej Łachy nie udało nam się dojść wzdłuż brzegu rzeki i w pewnym momencie trzeba było wejść w zarośla.
Mini survival piaskowy zakończyliśmy fląderką filetowaną w cieście w barze … DRAGON w Świbnie! 🙂 A co? 🙂 Rybka nie należała do smoczo-wielkich .. co w sumie wyszło na dobre, bo po co się przejadać po fajnym spacerku. Po raz kolejny pozytywnie i na świeżym powietrzu spędzony dzień 🙂 I o to chodzi 🙂
Leave a reply