Krótkie urlopy są wredne, bo są krótkie i się kończą.
Został jeden dzień na wykorzystanie. Pogoda podczas tej wizyty wybitnie nam dopisywała. Okoliczny angole oraz moja mamuśka rzecz jasna zachwalali słońce, które nam się trafiło. Ponoć od dłuższego nie było tak uroczo ciepłego tygodnia. Szczęście? Możliwe 🙂
Nie zamierzaliśmy zaprzepaścić tej szansy. Ostatni dzień to więc pora na ostatni spacer. Jako, że moja mamuśka tego dnia jechała do pracy w okolice Brother Water, postanowiliśmy wykorzystać dany nam czas na spacer z Kirkstone Pass w kierunku tejże doliny.
Miało być krótko i łatwo a wyszło jak zwykle, czyli skomplikowanie i długo 🙂 Ale nie zamierzaliśmy narzekać. Było spacerowanie oraz było brodzenie w strumyku 🙂 A wszystko przez fakt, że szlaki u angoli to nie są zbytnio oznakowane i nie mogliśmy znaleźć „wyjścia z polany” .. do tej pory to były „ah te piękne angielski murki z kamienia” .. od teraz to były „czy te pier*** murki mają gdzieś swój koniec???” 🙂 Skończyło się zdejmowaniem butów i wchodzeniem do wody .. najprościej 🙂
No i cóż? Pora wracać do domu. Jakieś plany? Na pewno poprawić Old Man of Coniston .. ponoć po drugiej stronie są również przepiękne widoki. Skoro Scafell Pike zdobyty, to do tego dla frajdy na pewno zachciało nam się podreptać po okolicach doliny Great Langdale, bez spinania się na jakieś szczyty. A co? 🙂
Czego nas nauczył ten wyjazd? Mnie na pewno nauczył, że warto być chudszym i mieć zapas kondycji 🙂 No i jedno .. może i angielskie góry nie są specjalnie wysokie .. ale pamiętając o tym, że wysokości względne tutaj są dość duże co w efekcie spaceru daje dość spore przewyższenia, to spacerowanie tutaj uczy pewnej drobnej pokory względem swojej kondycji 🙂
Kilka fotek z ostatniego spaceru po kliknięciu na zdjęcie poniżej.
Leave a reply