Nie przyjechaliśmy tutaj aby siedzieć tylko w mieście. Porto kojarzy się oczywiście z … Porto 😉
To właśnie do Porto trafiało Porto wytwarzane z winogron zbieranych w dolinie rzeki Douro na północy kraju i w jej środkowym biegu. Będąc w regionie Grande Porto nie sposób nie pojechać do tej doliny.
Początkowy plan zakładał, że może uda się zwiedzić jakąś winnicę, ale doświadczenie nauczyło nas aby takich rzeczy nie planować. Jak już chyba wspominałem robienie sobie wakacji w Portugalii jesienią (na przełomie października i listopada) to dość ryzykowne posunięcie. Może się udać albo i nie.
Winnic do zwiedzania co prawda nie znaleźliśmy ale i tak było fajnie.
Zapakowaliśmy prowiant w Marco Polo i pojechaliśmy. Dokąd oponki poniosą. Omijając rzecz jasna autostrady, które z założenia są nudne, jechaliśmy wzdłuż rzeki przed siebie. Trasa była weryfikowana na bieżąco w zależności do tego co się nam uwidziało. Byle przed siebie, byle na wschód i byle wzdłuż rzeki. I nie patrzeć w dół 😉
Jadąc drogą N108 a póżniej EN222 zatrzymaliśmy się kilka razy na zrobienie zdjęć oraz w Caldas de Aregos na kawę. Już wiedzieliśmy, że do żadnej winnicy nie uda nam się wejść a bez spacerku to tak jakoś nijako. Rzut oka na mapę i przewodnik .. wybór padł na ponoć atrakcyjne Lamego.
Trafione. Miasto przeurocze. Spacer tez udany. Schody do diecezji, które zrobiły nas nas wrażenie to pikuś jak się potem miało okazać. Dzień później w sklepie z pamiątkami przypadkiem pochwaliliśmy się, że będziemy jeszcze jechać do Bragi. Pani pokazała nam zdjęcie schodów mówiąc, że musimy je zobaczyć. No tak. Próbowaliśmy ją przekonać, że już widzieliśmy te schody właśnie w Lamego (o tym szczerzej w kolejnym wpisie) .. jednak ona wiedziała lepiej 🙂 W końcu tutejsza 🙂 W Braga czekały nas podobne schody, ale ponoć te ważniejsze 🙂
Na deser tego dnia został nam jeszcze mini spacerek po Paso de Regua. Kolejnym mini-uroczym miasteczku. Dzień się jednak kończył i trzeba było wracać. Ciemność nad doliną nas dopadła 🙂
Leave a reply