Obudziliśmy się z ponurym nastawieniem. Już wiedzieliśmy, że to ostatni dzień i za mało czasu na Lizbonę zostało. Zdecydowanie za mało. Nie żałujemy poświęconego czasu w Porto czy na południu .. Sintra też miała zająć mniej czasu i poprzedni dzień teoretycznie zakładał, że wieczorem poszlajamy się uliczkami Lizbony. Nie udało się.
A do tego deszcz. Wychodząc z hoteliku już wpisywaliśmy Lizbonę na listę „powrotną”.
Dość suchą nogą udało nam się dotrzeć do Pomnika Zdobywców a potem Wieży Belem. Niestety w trakcie marszu na przystanek kolejki, deszcz jakby przypomniał sobie, że tu jesteśmy i nie zostawił na nas suchej nitki. Odrobinę udało nam się wyschnąć w pociągu do centrum a potem ukrywaliśmy się trochę pod różnymi filarami w centrum 🙂 Ot zabawa w kotka i myszkę.
Jak tylko przestawało padać przemieszczaliśmy się dalej i tak małymi kroczkami między kroplami deszczu i co jakiś czas pojawiającym się słońcem udało nam się dość zgrabnie zwędrować całkiem sporą część Lizbony. Było stare miasto, były wąskie uliczki, katedra i kilka innych. A było i jedzenie pieczonych kasztanów. Smaczne 🙂
Mało. Przydałoby się trochę czasu aby spędzić na przykład dzień w oceanarium. Wejść w kilka miejsc, do których zwyczajnie nie zdążyliśmy. Wrócimy tutaj. Na kilka dni na pewno do Lizbony .. no i Sintry 😉
Urok wakacji .. mijają za szybko 🙂
Miejsca do wrócenia? hmm .. Lizbona, Sintra i Porto. To na pewno 🙂 Coś jeszcze? Zawsze coś się znajdzie 🙂
Ostatnie fotki ze spaceru deszczowo-słonecznego jak zwykle poniżej.
Leave a reply