Do wioski Sauraha leżącej przy granicy z Parkiem Narodowym Chitwan dotarliśmy późnym wieczorem. Po zjedzeniu kolacji położyliśmy się dość szybko. Wcześniejsze podtapianie w rzecze dało nam się dość mocno we znaki. Siniaki i pobite kolana nie przeszkadzały w zasypianiu. Pozwoliło nam to jednak choć odrobinę się zregenerować, bo dzisiejszy dzień miał być dość intensywny.
Zaraz po śniadaniu zostaliśmy zabrani przez naszego sympatycznego przewodnika przydzielonego nam w hotelu na rejs łódką po rzece w dżungli. Łódka okazała się być niestety jakąś łupiną, zdecydowanie mniej stabilną od pontonu, którym dnia poprzedniego udało nam się wywrócić. Dodatkowa informacja o obecnych w rzece krokodylach sprawiła, że siadając na mini-niby krzesełkach ruszyliśmy z pewną dozą nieśmiałości.
Na szczęście powolne tempo, opowieści przewodnika i urocza okolica zrelaksowały nas a kąpanie w rzece na szczęście nie zostało zaaranżowane 😉
Po mniej więcej godzinnym mini-rejsie wysiedliśmy gdzieś gdziekolwiek i ruszyliśmy w dżunglę na szukanie nosorożca. W trakcie czegoś co tutaj nazywa się „jungle walk” przewodnik pokazywał nam ślady zwierząt, zwracał uwagę na okoliczne ptaki i roślinność, Dość długie łażenie zaowocowało w końcu wypatrzeniem nosorożca na dziko. Fakt, że zwierzak w naturze potrafi być niebezpieczny dodawał tylko smaczku. Przy zachowaniu szczególnych środków ostrożności i całkowitej ciszy, udało się odrobinę podejść do uszatego i chwilę spokojnie popatrzeć. Wybredny turysta będzie oczywiście miał pretensje, bo zwierzak nie jest zbytnio wyeksponowany i zrobienie mu zdjęcia w całości nie było do końca możliwe. Nam jednak wystarczył fakt tak bliskiego spotkania w naturze 🙂
Po spacerze czekała nas jeszcze wizyta w centrum narodzin słoni i obiad, po którym udaliśmy się na przejażdżkę słoniami. I co ja mogę o przejażdżce na słoniu powiedzieć? Trzęsie i nie jest wygodnie 😉 Co ja poradzę? Ciekawe jest na pewno nietypowe oglądanie dżungli z wyższego poziomu czy możliwość podejścia do nosorożca na kilka metrów. Ze słoniem nie ma żartów i inne zwierzaki czują przed nim respekt, nawet taki nosorożec.
Ponad dwie godziny trząchania i tarmoszenia w dżungli sprawia, że nasze cztery litery z ulgą zsiadają ze zwierzaka. Fajna zabawa i na pewno jako ciekawostkę można tego spróbować, ale to chyba będzie nasza ostatnia przejażdżka na słoniu. No .. wstępnie załóżmy, że prawdopodobnie ostatnia, choć kto wie?
Na deser zachód słońca nad rzeką. Wszystko przygotowane pod dużą ilość turystów. Leżaczki, zimne piwko, pełen relaks. A przed kolacją już w hotelu pokaz tańców rdzennej ludności z plemienia Thara.
Wytarmoszeni przez słonia i postraszeni krokodylami znów padliśmy wcześnie spać. Przyda się tym bardziej, że znów nas czeka bardzo wczesne wstawanie na „bird watching”. Tak. Poranne oglądanie ptaków. Jasne .. już to widzę jeśli uda wam się mnie obudzić 😉
Galeria po kliknięciu na zdjęcie poniżej.
Leave a reply