Do Tallinna wybieraliśmy się dość długo i nie mogliśmy tam jakoś nigdy dotrzeć. Albo brakowało czasu albo ja kręciłem nosem. Oj jakbym tak dalej kręcił to bym nie wiedział co tracę.
W ramach lekko przymusowego urlopu na sylwestra postanowiliśmy w końcu tam pojechać. W głowach urodził się pomysł jak to zrobić. Trzy noce w Tallinnie, potem przejazd do Rygi i tam też trzy noce w tym powitanie Nowego Roku a skoro już jesteśmy w okolicy to jeszcze jedną noc w Kownie. No i pojechali.
W piątek po pracy dojechaliśmy do Suwałk i tam przenocowaliśmy. Następnego dnia z rana wytarmosiliśmy na spokojnie całą trasę do Tallinna i na wieczór byliśmy w mieście.
Zabukowaliśmy się w Go Hotel Shnelli blisko starego miasta. Zafundowałem nam nawet odrobinę luksusu aby wieczorem móc oglądać mieć widoczek 🙂 Hotelik przyzwoity, cenowo przystępny i dał radę choć irytowały mnie podwójne szyby skutecznie psując mi moje zamiary zrobienia nocnych zdjęć. Paskudnego okna nie dało się otworzyć 😉 Bliskość do starówki sprawiła też, że wieczorami wychodziliśmy się poszlajać po okolicy.
Pierwszego dnia zrobiliśmy „podręcznikowy” obchód. Wystartowaliśmy od „Grubej Małgorzaty czyli baszty stanowiącej element fortyfikacji miejskich. idąc uliczką Pikk, dotarliśmy na wzgórze Toompea tuż obok Cerkwi św. Mikołaja. Tam dotarliśmy też do punktów widokowych oraz zwiedziliśmy katedrę Domską.
No dobra. Nie będę ściemniał. Nie pamiętam wszystkich miejsc tak bardzo mnie to miasto zauroczyło. Spore wrażenie zrobił na mnie plac ratuszowy zamieniony jeszcze w tym czasie w jarmark świąteczny z dużą liczbą straganów. To tam wracaliśmy pomarznąć wieczorem bez aparatu aby skosztować grzanego wina 🙂
Trafiliśmy też do niestety zamkniętej w okresie świątecznym starej apteki. Murów miasta na szczęście nikt nie zamknął i tam skusiliśmy się na wejście i obejrzenia miasta z góry. I tak dalej i tak dalej.
Oh i na przykład jeszcze pasaż św. Katarzyny. Piękny za dnia, uroczy wieczorem. No i tak dalej i tak dalej.
Pierwszy dzień minął jak zaczarowany. Szybko i krótko. Wzdychałem na każdym zakręcie widząc coś nowego. Niby dużo a jednak mało. Na szczęście na poprawkę jest jeszcze dzień kolejny. Wieczorem nie wytrzymaliśmy i poszliśmy się poszlajać po ciemku ze statywem. Też uroczo.
Nie dało się inaczej.
Leave a reply